„Destiny” znaczy przeznaczenie

KamilaPojechała, bo chciała być dobra. Wróciła jeszcze lepsza i z tęsknotą w sercu. Studiuje w Łodzi psychologię. Jest stypendystką Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, pochodzi z Walimia, ma 21 lat i właśnie wróciła z wolontariatu na Ukrainie. Kamila Morawska.

Znalazła pilotażowy program wolontaryjny Caritas Polskiej – Zostałam zakwalifi­kowana razem z dwoma innymi dziewczynami. Chciałam wy­jechać na Wschód, na Ukrainę. Tak trafiłam do Pnikuta. Pnikut to wieś o 70 km odda­lona od Lwowa. Pochodzi z niej dyrektor Caritas Archidiecezji Lwowskiej, ks. Wiesław Dorosz, który  studiował we Wro­cławiu. W Pnikucie buduje nie tyl­ko Dziecięcą Wioskę Marzeń, ale prowadzi także piekarnię zaopatrującą w chleb mieszkań­ców wsi, do której nikt inny chle­ba by nie dowiózł. Ma też pasiekę – wylicza Kamila. Pojechałam do Pnikuta, żeby uczyć dzieci języka polskiego i an­gielskiego – Kamila opowiada o swojej pracy. – Na miejscu oka­zało się, że dzieci właściwie dobrze mówią po polsku, więc wystarczy,uczyć je pisania w języku rodziców i dziadków. Natomiast w angiel­skim mogłam się bardziej popisać-wyjaśnia.Kamila dołączyła do jednej z czterech rodzin, które mieszka­ją w wiosce Caritas i była u nich nie tyle w gościnie, co stała się jej członkiem. Uczestniczyła w co­dziennych zajęciach, obowiąz­kach i zadaniach rodziny. Poma­gała tam, gdzie akurat trzeba było jej rąk, jej serca czy pomysłów.

– Idea wioski jest taka: dzie­ci z przepełnionych i wielkich państwowych domów dziecka są adoptowane przez rodziców adopcyjnych, którzy taką liczną, bo 12-osobową rodziną przeno­szą się do domu w Pnikucie. Doce­lowo domów ma być pięć, ostatni właśnie jest na ukończeniu. Chcia­łabym pojechać na jego otwarcie, pod koniec września – dodaje. Dziecięca Wioska Marzeń docelowo to także basen, amfite­atr i wspólny dla wszystkich ro­dzin „dom kultury”. – Wszystko jest prowadzone przez Caritas, a życiem społeczności kieruje niezwykła kobieta, Hela . –     Kobieta,od której uczyłam się bezinteresownej miłości do tych, którzy jej potrzebują, którzy bez niej mogą zginąć i którzy dzięki niej mają przyszłość. Ona też poka­zała mi, że potrafię kochać dzieci-zaznacza.  Kamila jechała do Pnikuta jako ta, która chce dawać: swój czas, swoje siły, swój entuzjazm. Nie była przygotowana na przyj­mowanie, ale to szybko się zmie­niło, już po przyjeździe. – Kiedy szukałam miejsca na wolontariat, widząc ofertę naszej Caritas, w jed­nym błysku olśnienia wiedziałam, że to jest to! – wspomina. – Teraz wiem, że to był Boży błysk. Pan Bóg przygotował mi to miejsce. Do tej pory nie widziałam siebie w pracy z dziećmi. Kiedy jednak zamieszkałam z rodzinami w Pni­kucie, codziennie coś się we mnie zmieniało. Otwierał się świat, któ­rego się nie spodziewałam. Po­mogły mi same dzieci. Bo chociaż na Ukrainie panuje wielka bieda, cały system społeczny jest ana­chroniczny, a infrastruktura to ist­na ruina, to jednak nie spotkałam tam nieszczęśliwych dzieci. Tyle życia, tyle radości i wdzięczności jak u tych dzieciaków, pochodzą­cych zarówno z naszej wioski, jak i z samego Pnikuta, u małych Po­laków w kraju widuje się rzadko-zapewnia. Opowiada też o tym, jak moc­no zapóźniona cywilizacyjnie jest ukraińska wieś. – Ale to ma ten właśnie walor, że ludzie nie są narażeni na cywilizacyj­ną demoralizację. To naprawdę jest zauważalne: sposób zabawy, dbałość o więzi, zaangażowanie w życie wioski i parafii, pamięć o bliskich i potrzebujących -wszystko to jest całkowicie inne niż  u nas. I ta inność bardzo mi im­ponuje, pociąga mnie i sprawia, że Pnikut i jego mieszkańcy mają specjalne miejsce w moim sercu. A przecież tam toczy się wojna! – wyznaje. O tym, co przeżywała, opisy­wała na bieżąco, prowadząc blog (laszkapolaszka.wordpress.com). Ostatni wpis brzmi tak: „Ani nie przepadałam nigdy za dzieć­mi. Ani nie miałam ciągot wio­skowych. Ani nie pasjonowa­łam się formowaniem malutkich dusz ludzkich w obcym kraju, bla, bla… To nie jest jakiś wstęp do mojej odkrywczej odpowiedzi, bo takiej to nie mam. Po prostu tu jestem. Jeśli już trzeba by było odpowiadać, nie znalazłabym jed­nego powodu. Może jestem tu dla­tego, żeby dowiedzieć się, że w le­sie obok straszą duchy żołnierzy, którzy chowali się w okopach i na drzewach tamże. Jestem, żeby słuchać opowieści Dimki, który jest tak mądrym i żądnym wie­dzy chłopcem, że nie tylko czaru­je, ale też pewnie poprowadziłby ten blog sto razy lepiej ode mnie,gdyby tylko wiedział, że może, i uciekłby do wielkiego świata, gdyby tylko mógł. Pewnie jestem tu też po to, żeby poznać niezwy­kłą kreatywność dzieci. Przykład -w czasie zbierania drewna w le­sie chłopcy wpadli na pomysł za­wiązywania gałązek w superwy-myślne wiązanki. Wracaliśmydo domu jak z polowania – każdy ze swoim montażem na plecach:).”I nosi tytuł: „Destiny” – to znaczy przeznaczenie.

Źródło : Gość Świdnicki nr 38/2014, autor: ks. Roman Tomaszczuk

This entry was posted in Aktualności. Bookmark the permalink.